MIECZE W ZBIORACH MSM

W historii oręża nie ma broni, która  byłaby  otoczona większa legendą niż miecz.  Jego kult utrwalony w wiekach średnich przetrwał w literaturze do dziś.  Kto z nas nie pamięta fragmentu powieści Henryka Sienkiewicza „ Krzyżacy” Mistrz Ulryk- rzekł pierwszy herold – wzywa Twój majestat panie i księcia Witolda na bitwę śmiertelną i aby męstwo wasze, którego wam widać brakuje, podniecić, śle wam te dwa nagie miecze.  Miecz wkroczył też do świata legend i religii, czego doskonałym przykładem jest „Excalibur” należący do króla Artura, „Joyeuse” broń Karola Wielkiego  z mieczem przedstawiany jest Michał Archanioł czy też  św. Jerzy.

Rozkwit miecza  przypada na okres  średniowiecza, wtedy to stał się symbolem stanu rycerskiego, jako broń osobista w bezpośredni sposób związana z właścicielem. Była dostępna jedynie możnym. Mieczom przypisywano magiczną moc.  Na niego przysięgano wierność, bardzo często nadawano imiona („ULFBERHT”, „INgELRID” „SIMERHLIIS”) i noszono go przed władcami na znak sprawiedliwości oraz władzy. Był niezbędnym atrybutem przy ceremoniach koronacji królewskich oraz pasowania na rycerza. Związek rycerza z mieczem nie kończył się nawet po jego śmierci, niejednokrotnie wkładano go do trumny albo wyobrażano go na płycie nagrobnej wtedy to z roli narzędzia przechodził w sacrum.

Przez wiele lat na Zamku Książąt Mazowieckich prowadzone były badania archeologiczne. Efektem wielu sezonów badawczych było znalezienie dwóch mieczy długich zwanych potocznie póltoraręcznymi. W trakcie kwerendy do pisania niniejszego artykułu, natknąłem się w czasopiśmie „Broń i Barwa”, nr 5, rok 1937, na krótki artykuł autorstwa Władysława Dziewanowskiego  opisujący miecz z podobno zagiętym spiralnie jelcem ku górze,  takim właśnie jaki występuje w mieczach, które znajdują się w zbiorach MSM w Ciechanowie .  Również głowice rękojeści są ośmiokątne.  Niestety autor nie podaje informacji, gdzie te obiekty trafiły, wobec czego analiza porównawcza jest niemożliwa ,  a materiał w postaci fotografii  zamieszczonej w artykule jest nie wystarczający do przeprowadzenia badań.  Obiekty znalezione na terenie ciechanowskiego zamku datowane są w przedziale pomiędzy XIV a XV wiekiem.

nr inw Moc/A/20

głownia – stalowa, prosta, obosieczna. Szlifowana dwustronnie w krótką bruzdę. Na głowni widoczny obustronny ornament, przedstawiający wilka. Częściowo jest on inkrustowany żółtym metalem. W tylnej części jednego ze znaków, wyraźnie widoczna jest litera „A” zapisana w wersji gotyckiej. Za wilkami po jednej stronie widoczna jest linia prosta załamująca się dwukrotnie pod kątem, tworząca literę „S”.

trzpień – zwężający się ku głowicy, o prostokątnym przekroju, spłaszczony. Po jednej stronie trzpienia wybita jest punca, wypukła litera „S” znajdująca się w kolistym wklęsłym polu. Nie zachowały się okładziny.

jelec – o przekroju prostokątnym, zwężającym się ku końcom. Wygięty łukowato ku głowni i na końcach wywinięty spiralnie w górę. otwór na przelot trzonu jest prostokątny.

głowica – gruba, wielokątna o silnie ściętych krawędziach. Po obu stronach znajdują się wgłębienia, w których widoczne są zarysy równoramiennych krzyży.

wymiary: długość miecza -1185 mm, długość głowni – 915 mm, szerokość głowni przy jelcu 61 mm, grubość głowni przy jelcu – 5  mm, szerokość trzpienia przy jelcu – 33 mm, wysokość głowicy 43 mm, grubość jelca przy trzpieniu 19 mm, długość jelca – 250 mm, rękojeść – 257 mm, waga – 1756 g.

nr inw Moc/A/518.

głownia – stalowa, prosta, obosieczna. Szlifowana dwustronnie w krótką bruzdę. Na głowni po obu stronach wybite są dwa znaki, mają one kształt litery „K” (?). Jeden znak jest dobrze zachowany i częściowo inkrustowany żółtym metalem. trzpień – w przekroju prostokątny, płaski i zwężającym się ku głowicy. Po obu stronach znajdują się identyczne znaki analogiczne do tych znajdujących się na głowni.

jelec – o przekroju prostokątnym. Łukowato wygięty ku głowni, z końcami zwiniętymi spiralnie ku górze.

głowica – ośmioboczna o silnie ściętych krawędziach. otwór na przelot trzpienia w formie kwadratu.

wymiary: długość miecza – 1265 mm, długość głowni – 987 mm, szerokość głowni przy jelcu – 53 mm, grubość głowni przy jelcu – 5  mm, szerokość trzpienia przy jelcu – 25 mm, wysokość głowicy – 49 mm, grubość jelca przy trzpieniu – 20 mm, długość jelca – 255 mm, rękojeść – 269 mm, waga – 1841 g.

 

opracował

kustosz Dariusz Krawczyk

Czytaj więcej

GOŁOTCZYZNA – miejsce szczególne dla Aleksandra Świętochowskiego

Aleksander Świętochowski wspólnie z Aleksandrą Bąkowską uruchomił w Gołotczyźnie szkoły dla „dzieci włościan”. Stało się to jeszcze w czasach zaborów. Pozytywiści uznali słusznie, że społeczeństwo polskie potrzebuje działań oświatowych, które pozwolą na kształtowanie świadomych politycznie i gospodarczo obywateli. Zdawali sobie sprawę, że przyszłość Polski zależy od mocnych „fundamentów”, w postaci światłych chłopów, przez wieki zacofanych i zaniedbywanych. Proces tworzenia tych placówek oświatowych był trudny, a twórcy poświęcali dla niego swój czas oraz majątek. Zachowało się do współczesności korespondencja, w której Świętochowski informował i niejednokrotnie dyskutował z Bąkowską, co do wyglądy szkół, problemów z ich powstawaniem czy wreszcie celu i misji, jaką mają pełnić. Poniżej kilka fragmentów z listów (całość jest dostępna w formie wydawnictwa „Aleksander Świętochowski. Listy”, opublikowanego przez Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie):

„ … Nie potrzebowałem Pani zapewniać, że futryny i odrzwia można dostać w Warszawie, bo to nie ulega wątpliwości, mogłem tylko zbadać, czy nie będą tu tańsze, ale nie otrzymałem cen miejscowych. W ogóle, co do drzewa, które stanowi wydatek bardzo poważny, pozostawili mnie Państwo bez decyzji. Nie wiem, czy ceny Wilczyńskiego są niskie, nie wiem, czy Łopacin potrzebnego materiału dostarczy, a wczesne i dokładne informacje przydałyby mi się tym bardziej, że nowo obrany członek zarządu Towarzystwa Kultury Polskiej prowadzi duży handel drzewem wołyńskim i przyrzekł mi dostarczyć go po cenie kosztu.

… O tym, że „swojno” jest ludową nazwą teściowej, wiedziałem i wspominałem Pani; nie wydało mi się jednak niewłaściwym użycie wyrazu swojno. Szkoda, że dopiero teraz otrzymuję protest przeciw temu tytułowi, gdy podanie już wysłałem do Petersburga i gdy ono jest nieco osłabione odmową podpisu właścicielki gruntu.  … W tej chwili nie nasuwa mi się jeszcze żadna nazwa, która by mogła liczyć na uznanie. Najlepsza wydaje mi się Piastowo. Jeśli i ta nie dobra, proszę w porę mnie ostrzec.

… Co do mojego przyjazdu, nie ma on innej przeszkody, prócz ostrzeżenia ze strony Pani, z jakim uczuciem byłbym widziany w Gołotczyźnie? Powiedziałem wtedy i ściśle tego dotrzymuję: usunę się na bok, wytężę jednak wszystkie siły, ażeby zebrać potrzebne środki a Pani niech szkołę wybuduje i urządzi. Wierzyłem i wierzę, że Pani to zrobi dobrze, umiejętnie i ekonomicznie. Ponieważ nie jestem wściekłem psem, który biegnie tam, gdzie go się boją i skąd go odpędzają, ażeby kąsać, więc, po co ma go naśladować? Ileż ja bym wzbudził niechęci i podejrzeń, ile popełnił kłamstw i obraz!

… Wszystko to jednak nie będzie mi przeszkadzało i nadal, jak dotąd, wysilać się, ażeby Pani niczym nie urazić i możliwie zadowolić jej życzenia, chociażby to miało dziać się z takim samym, jak dotąd, skutkiem. Dla siebie zachowam tylko tę resztę dumy, której nawet dla Pani wyrzec się nie mogę i bez której człowiek żyć przestaje.

… Co do nazwy proponuję jeszcze: Płuża lub Płuże, gdyż Bratne wydaje mi się zbyt zużyte i wytarte. Jeśli wszakże Pani przy nim ostaje, zachowam.

… Wiele rozmów i narad poświęciliśmy temu przedmiotowi ze St. Michalskim[1], który sam prowadząc wielką szkołę kolejową ma dużo doświadczenia i stosunków. Otóż on zaleca mi, jako szczególnie dobry nabytek pewnego młodego człowieka, który w tym roku kończy wydział rolniczy Uniwersytetu Krakowskiego i marzy o działalności śród ludu. Ma on dopiero wracając od matki, u mnie być, ale porozumiałem się z jego bardzo bliskim przyjacielem, który goreje pragnieniem wprowadzenia go do Bratnego. Jest to dusza gorąca, polska, ideowością przeniknięta, a tego nie zastąpi żaden Czech, choćby miał najlepszy patent. Pani rada, by puścić w ruch Bratne od 1 stycznia, a ja zbytniego pośpiechu się boję. Boję się wytworzenia drugiego egzemplarza takiej parodii szkolnej, jaką jest Sokołówek i wolałbym, ażeby uczniowie przyszli, kiedy wszystko będzie dla pracy i nauki przygotowane, chociażby początkowo przybyli nielicznie. O ile dziś sądzić mogę z tego, co jest i z tego jeszcze być musi, najstosowniejszą porą otwarcia szkoły byłby 1 października przyszłego roku. Wtedy ruszyłaby ona całą parą.”

 

[1] Stanisław Michalski – ur. 21 kwietnia 1865 w Równem na Wołyniu, zm. 30 grudnia 1949 w Krakowie, działacz oświatowy. Aleksander Świętochowski konsultował z nim formy działalności przyszłej szkoły rolniczej dla chłopców w Gołotczyźnie. Michalski miał doświadczenie jako pracownik w firmie Droga Żelazna Warszawsko-Wiedeńska, gdzie był odpowiedzialny za działania oświatowe, dodatkowo czynnie pracował w Kolejowym Stowarzyszeniu Oświatowym Jedność.

 

Prezentowane zdjęcia archiwalne pochodzą ze zbiorów Muzeum Pozytywizmu w Gołotczyźnie oddziału Muzeum Szlachty Mazowieckiej w Ciechanowie.

 

Starszy kustosz Jarosław Wałaszyk

Czytaj więcej

ŚWIĘTA WIELKANOCNE

W naszym muzeum od wielu lat są prowadzone zajęcia z dziećmi, mające na celu przybliżenie im tradycji, zwyczajów i obrzędów wielkanocnych. Cieszą się one dużą popularnością, ponieważ dzieci własnoręcznie wykonują pisanki, koszyczki  czy palmy wielkanocne. Dodatkowo w trakcie pracy, młodzi uczestnicy słuchają opowieści o ciekawostkach związanych z przygotowaniami do świąt, również oglądają prezentacje multimedialne z tym związane. Warto dodać, że ten radosny czas, obfituje w wiele zwyczajów, czy wręcz zabobonów, znanych do współczesności od czasów średniowiecza. Specyfika współczesnej rzeczywistości, ograniczenia z nią związane, zmuszają wszystkich do zawieszenia wielu wielkanocnych zachowań. Ich symbolika, tak znacząca, nigdy nie zostanie zapomniana. Niedziela palmowa, ostatnia przed Wielką, to czas palem niesionych do kościołów, są one bardzo kolorowe, wykonane z różnych materiałów, a kiedyś to były tylko same gałązki wierzbowe. Pisanki, kraszanki, różnie nazywane, w zależności od części Polski, tak dzisiaj popularne, istniały od zawsze w naszych domach. Trudno tak naprawdę powiedzieć, kto zapoczątkował ich tworzenie. Dziś znamy wiele technik zdobienia jajek, ale chętnie wracamy do tych tradycyjnych znanych od lat. Tuż przed świętami w Wielką Sobotę, kolejna tradycyjna rzecz – święconka, jak popularnie nazywany koszyczek z pokarmem, a zawartość jego spożywamy w trakcie śniadania wielkanocnego. Choć zawartość koszyczka różni się w zależności od regionu, to w każdym nie może zabraknąć: jajek, baranka (jako symbolu zmartwychwstałego Chrystusa), soli, chleba, kiełbasy i chrzanu.

Wreszcie chyba najbardziej znany śmigus – dyngus to  obyczaj,  od wieków będący ciągle z nami. Symbolizuje budzenie się przyrody do życia. Ciekawostką jest jedna z przepowiedni, która mówiła, że im panna była bardziej zmoczona tym szybciej wyszła za mąż.  Zwyczajów i obrzędów wielkanocnych, jest znacznie więcej, może w waszych stronach są inne, mniej czy bardziej znane. Przekazujecie je sobie z pokolenia na pokolenie, to wspaniała i niepowtarzalna tradycja.

 

adiunkt Jolanta Ostaszewska

Czytaj więcej

HISTORIA PISANEK – od sumeryjskiej Mezopotamii do współczesności

Pisanka to zwyczajowa nazwa jaja, które jest symbolem życia. W czasach przedchrześcijańskich symbol błyskawicy i słońca. Zwyczaj malowania jaj został zapoczątkowany w sumeryjskiej Mezopotamii a z czasem rozpowszechnił się na całym obszarze śródziemnomorskim. Najstarsze pisanki liczą ponad 5000 lat i pochodzą z terenów Mezopotamii, nieco późniejsze zaś z Egiptu, Persji, Rzymu. Jajko w wielu kulturach wiążę się z mitem o powstaniu świata „ob. Ovo” czyli z jajka. Persowie wierzyli, ze świat powstał z jajka, białko było słońcem, a żółtko księżycem.

O zwyczaju barwienia jaj w czasach Cesarstwa Rzymskiego wspominają Owidiusz, Juwenalis i Pliniusz natomiast  starożytni Chińczycy z początkiem wiosny dawali sobie kolorowo pomalowane jaja, które pokryte były kwiatami wiśni, chryzantem oraz malunkami ptaków.

W starożytnym Egipcie głównym  motywem były skarabeusze z dwoma postaciami ludzkimi. W Kairze na jajkach prezentowano wizerunki sławnych ludzi natomiast w Sudanie zamieszczano cytaty z Koranu. Australijscy Aborygeni rzeźbili jaja strusie, traktując je jako świętość. W  Europie  zwyczaj zdobienia jaj przynieśli prawdopodobnie Persowie.  Na ziemiach polskich najstarsze pisanki zostały znalezione podczas badań archeologicznych na Ostrówku w Opolu i zostały wydatowane na X wiek. Jajko pełniło rolę talizmanu zabezpieczającego przed złem ,stanowiło symbol zdrowia i życia, miłości i płodności .

Według wierzeń ludowych jajko przeciwdziałało złu. W procesie chrystianizacji pisankę włączono do elementów symboliki wielkanocnej. Obecnie pisanki powszechnie wykonuje się przed Wielkanocą. Zdobieniem jaj  zajmowano się w okresie postu lub tylko w Wielkim Tygodniu. Pisanki miały  symbolizować rodzącą się do życia przyrodę, a jednocześnie nadzieję,  wiary w zmartwychwstanie Chrystusa. Tradycja święcenia jaj wytworzyła się  już w średniowieczu, w środowiskach klasztornych, w czasach, gdy surowo przestrzegano postu.  Poświęcenie jaj miało dać błogosławieństwo dla duszy i ciała. Malowaniem jaj zajmowały się kobiety.

We wczesnym średniowieczu na terenie Polski pisanki takie wykonywano z kamienia lub gliny przy czym te ostatnie posiadały często polewę czyli były szkliwione. Zdarzały się też takie, które były puste, a kamyk umieszczony we wnętrzu powodował, iż pełniły również funkcje grzechotki. Jako zabawki dziecięcej bądź jako element zabiegów magicznych w obrzędach kultowych.

opracowała:Izabela Jakubowska

Czytaj więcej

SZLACHTA NIE PRACUJE… czy aby na pewno?

Jakiś czas temu w jednej ze stacji radiowych usłyszałam utwór pewnej grupy muzycznej, który brzmiał mniej więcej tak: „…ja nie pracuję mam wyrąbane, bo szlachta nie pracuje wcale, wcale, wcale…”. Słuchanie tej lekko prześmiewczej, mocno przebojowej piosenki zatytułowanej „Szlachta nie pracuje”, skłoniło mnie to do pewnych refleksji. Już wcześniej niejednokrotnie zauważałam, że tytuł tej piosenki to popularny zwrot na portalach społecznościowych, wpisywany w pozycji praca. Okazuje się, że wśród młodzieży jest to klasyk, który znaczy mniej więcej tyle, że ktoś czuje się jak arystokrata, który odpoczywa i nie zniża się do pracy.

Wiem, taka jest popkultura, kultura masowa, która odpowiada potrzebom przeciętnego odbiorcy, jej wytwory są łatwe w produkcji, powszechne i powielane, mimo, że operują poetyką kiczu. Jednak może należałoby czasem, zanim użyjemy tego sloganu, zastanowić się głębiej czy aby naprawdę jest prawdziwy? Jaka była, zatem ta kultura szlachecka? Warto wiedzieć, bo ten światopogląd to ponad 300 lat kultury polskiej. Może rzeczywiście ta warstwa społeczna posiadała dominującą pozycję w społeczeństwie z racji nadawanych przywilejów jej przez królów, nie znaczy to jednak, że była próżna. Dziś stereotyp szlachty to albo sarmata albo zaścianek, oba słowa mają wydźwięk pejoratywny, kojarzą się albo z „zastaw się a postaw się” lub „za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa”. Ja jednak chciałabym sięgnąć do genezy zaścianka, tych żywych ścian, jaką tworzyły rody szlacheckie broniąc granic Mazowsza czy Polski. Kultura szlachecka to przede wszystkim patriotyzm, wiara katolicka, umiłowanie ziemi, wykształcenie, odpowiedzialność za ród i duma z przynależności do swojej społeczności. Szlachcic nazywał sam siebie „panem bratem”, panem, bo był wolny, a bratem, bo zakładał, że szlachta to jedna wielka rodzina.

Wbrew obiegowej opinii, nie znaczy to, że szlachta nie pracowała,… przeciwnie powszechnie zgadzano się z porzekadłem „bez pracy nie ma kołaczy”. Andrzej Frycz Modrzewski pisał: „należałoby może ustanowić jakieś prawo przeciw próżnującym i leniwym i tym, którzy nie myślą o zasługiwaniu się czy to Rzeczypospolitej, czy to ludziom prywatnym. W każdym razie tak to zostało uświęcone słowem Bożym, że każdy powinien pożywać chleb w trudzie i pocie czoła, zaś, kto nie pracuje, niech nie je”. Natomiast Piotr Skarga pisał:, „ …kto gotowy chleb ma, a potem swym go nie nabywa[…] czas wszystek na służbie Bożej i na dobrych uczynkach trawić winien.” Jestem, bardziej niż przekonana, ze w społeczeństwie staropolskim nie wykształciła się klasa próżniacza, pamiętajmy jednak, jak bardzo szlachta była zróżnicowana pod względem finansowym, dlatego różne były też jej obowiązki. Magnateria w związku ze sprawowaną funkcją bardzo udzielała się w życiu publicznym, zajmowali się nadzorowaniem ogromnych majątków, byli mecenasami artystów, pisarzy, kupowali dzieła sztuki, fundowali obiekty religijne.Wymagało to prowadzenia rachunków, korespondencji, przyjmowania wielu petentów, częstych i długich podróży. Szlachta średnia zajmowała się gospodarką, każdy folwark to było wielkie przedsiębiorstwo, czuwała, więc nad tym, by prace przebiegały sprawnie nie tylko na polach czy pastwiskach, ale również w spichlerzach, stajniach, oborach, sadach, pasiekach, często też stawach, browarach i gorzelniach. Do tych obowiązków należy również dodać udział w życiu publicznym sejmiki, sejmy, sądy, trybunały a jak było potrzeba również uprawianie żołnierki. Najciężej pracowała szlachta zagrodowa, uprawiająca swoje pola wiosną, latem i często też jesienią, od wschodu do zachodu słońca, z przerwami na posiłki. Nie znano urlopów, wolnych sobót, zwolnień chorobowych lub opieki nad dzieckiem, jedynie święta kościelne pozwalały na przerwanie pracy i regenerację sił fizycznych. Nie znaczy to jednak, że wcale się nie bawili, po św. Marcinie aktywność pracy zmniejszała się, a rozkwitało życie towarzyskie połączone jednak z wykonywaniem prac domowych, takich jak kiszenie kapusty czy darcie pierza. Odbywało się to w wesołej atmosferze z żartami i śpiewem. Odpowiednim czasem zabaw hucznych zaś był karnawał, zapusty a także odpusty z jarmarkami, ale to już temat na inną opowieść.

Ile, więc prawdy w tytule…? Chyba niewiele, … wniosek jest jeden należy walczyć ze schematami myślenia, zamiast je powielać.

 

 adiunkt Agnieszka Magalska-Banach

Czytaj więcej

W ZBIORACH MUZEALNEJ BIBLIOTEKI…

W liczących ponad osiem tysięcy woluminów zbiorach naszej biblioteki, znajduje się wiele książek, które zasługują na uwagę ze względu na swoją wartość naukową, historyczną czy okoliczności w jakich powstały. Niewątpliwie jedną z nich jest szesnastotomowy reprint z 1986 roku „Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich.’’

Pomysłodawcą i głównym redaktorem „Słownika ‘’ był Filip Sulimierski – magister nauk matematyczno-przyrodniczych Szkoły Głównej w Warszawie. Redaktor, później także i wydawca „Wędrowca’’ tygodnika artystyczno-literackiego i krajoznawczego, ukazującego  się w latach 1863-1906. Pismo to odegrało ważną rolę w powstaniu „Słownika.”Wspólnie z Sulimierskim współredagowali „Słownik”  Bronisław Chlebowski – magister nauk filologiczno-historycznych i Władysław Walewski – ziemianin, wychowanek Uniwersytetu w Dorpacie,  gdzie studiował nauki społeczne, uczestnik powstania styczniowego. Cel jaki przyświecał twórcom „Słownika” to była konieczność utrwalenia wartości nieprzemijających jakimi są: własna historia i  otoczenie, w którym człowiek żyje. Nadmienić należy, że okoliczności w jakich przyszło pracować twórcom „Słownika” nie były łatwe. Polska była wówczas pod zaborami, wymazana z mapy Europy i świata. Był to okres po jednym z ostatnich zrywów narodowo-wyzwoleńczych, powstaniu styczniowym. Nasilone były represje wobec Polaków.  Od początku wydawcy musieli się liczyć z surową cenzurą carską, która najpierw zaakceptowała pomysł wydania „Słownika”, a następnie czuwała nad wiadomościami w nim zamieszczanymi.  W styczniu 1878 roku przystąpiono do pracy nad „Słownikiem”. Na łamach wspomnianego czasopisma „Wędrowiec” Filip Sulimierski ogłosił pomysł publikacji  dwu tomowej pracy o  charakterze geograficzno-statystycznym. Jednocześnie zwrócił się do społeczeństwa polskiego z apelem o pomoc w zbieraniu i opracowywaniu haseł do „Słownika”. Odzew społeczeństwa był bardzo duży. Do współpracy ze wszystkich trzech zaborów zgłaszali się: profesorowie różnych uczelni, nauczyciele, dziennikarze, księża, miłośnicy historii i geografii , młodzież ucząca się,  studiująca , a także właściciele majątków ziemskich. Informacje z niektórych okolic Królestwa Polskiego pozyskiwano też drogą urzędową. Do współpracy zgłosili się także  uczeni  innych narodów: Słowacy , Niemcy, Rosjanie i Francuzi. W czternastym tomie „Słownika” podano 150 nazwisk stałych współpracowników.    Jednym z takich współpracowników z naszego ternu był  czternastoletni wówczas Stanisław  Chełchowski z niedalekiego Chojnowa w powiecie przasnyskim- syn właściciela dóbr Chojnowo. Później wielki działacz społeczny , oświatowy, polityczny, gospodarczy, znany przyrodnik, znawca grzybów. Jako pierwszy opracował „Atlas grzybów w Polsce.”  Oddzielną grupę stanowili  tak zwani pomocnicy redakcji „Słownika” .  Wśród nich by nasz „Poseł Prawdy” –Aleksander Świętochowski. Pisarz, polityk, społecznik,  prekursor warszawskiego pozytywizmu. Związany z Gołotczyzną, w której spędził ostatnie lata swojego życia. Tu też założył w 1909 roku szkołę rolniczą dla chłopców „Bratne”. Uczniom, którzy ukończyli tę szkołę miało przyświecać hasło „Dla ziemi syn dla ludu brat”.

Redagowanie i wydawanie „Słownika” było dużym wyzwaniem. Zważywszy fakt, że nie istniało państwo, które mogłoby roztoczyć opiekę nad tak ogromnym przedsięwzięciem. Bo z zamiaru wydania dzieła dwu tomowego wyszło dzieło szesnastotomowe, które powstało na przestrzeni  dwudziestu dwóch lat  ( 1880-1902). Jest to jedna z niewielu prac o charakterze encyklopedycznym, zapoczątkowana w drugiej połowie  XIX wieku i doprowadzona do końca.                                                                                            „Słownik” zawiera opisy prawie wszystkich miejscowości z terenów, które obejmowała Pierwsza Rzeczpospolita tj. „Rzeczpospolita Obojga Narodów”, w swoich największych granicach. Ponadto zawiera też opisy z terenów ościennych między innymi: części Śląska, Prus Książęcych czy krajów nadbałtyckich. Hasła obejmują  regiony, miasta, wsie i osady a także rzeki, jeziora i góry. Zawierają również położenie geograficzne, administracyjne, dane statystyczno-demograficzne. Wiele informacji o szkołach, przemyśle,transporcie,rolnictwie. Dane odnoszące się do liczby ludności  zawarte w opisach miejscowości pochodzą  zazwyczaj z drugiej połowy XIX wieku i zbierane były  na etapie powstawania „Słownika”. W niektórych opisach dane te pochodzą  także z pierwszej połowy XIX wieku i jest to zazwyczaj rok 1827.

Dla przykładu opis takiej miejscowości „ Chotum, wieś włośc.[włościańska] i drobnej szlachty, pow. Ciechanowski, gm. Nużewo, parafia Sulerzysz , nad strumieniem bez nazwy położone, ma 507 mk.[mieszkańców] (229 m.[mężczyzn], 278 kob.[ kobiet]), 57 dm.[domów mieszkalnych], kościół katolicki, dom modlitwy ewangelików, szkółka elementarna, kuźnia, 2 wiatraki i dom zajezdny. Rok 1827  miał Chotum  19 dm.[domów], 166 mk.[mieszkańców]…”

Pragnieniem twórców  „Słownika”  było dać do ręki czytelnika dzieło  mające wartość naukową i informacyjną, z którego mógłby skorzystać zarówno naukowiec, badacz regionalny, dziennikarz  czy każdy kto chce się dowiedzieć o danej miejscowości czy okolicy. I to im się udało.

Dzieło aktualne do dziś. Stanowi  cenne źródło wiadomości geograficznych, historycznych, gospodarczych czy demograficznych,  z którego korzystają badający XIX wiek. Po roku 1989 wiele wydawnictw kartograficznych w oparciu o „Słownik” ustaliło nazwy kresowe wielu miejscowości. W „Słowniku” znajdziemy opisy miejscowości, które zniknęły z krajobrazu a istniały w XIX czy w pierwszej połowie XX wieku. Były to zazwyczaj małe  miejscowości liczące po kilka domostw i niewielu mieszkańców.

Zapraszam do lektury „Słownika” wszystkich chętnych w celu zgłębienia wiedzy   o miejscu swojego zamieszkania oraz miejsc w których żyli nasi przodkowie.

 

Opracowała: Ewa Walczak

 

 

Czytaj więcej